|
Autor |
Wiadomość |
Laura
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 1371 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieszczady
|
Wysłany:
Pią 13:23, 11 Sie 2006 |
|
Ile razy oglądam jakiś filmik i jest to ujęcie gdy Ennis kołysze się z Jakiem przy ognisku, a potem wsiada na konia i odjeżdża, to mam nadzieję, że tym razem się obejrzy... Ale nigdy się nie ogląda... Ale jestem pewna, że bił się z myślami... Że chciał, ale znów nie mógł... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Alma
Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 13:55, 11 Sie 2006 |
|
Podczas każdego seansu BBM tyle razy mam nadzieję, że stanie sie inaczej niż poprzednim razem, że nie mogę tego zliczyć....
Takie moje małe marzenia o tym żeby Jack i Ennis byli szczęśliwi razem...
Ale z drugiej strony czy BBM podobałoby mi się aż tak bardzo gdyby było jakąś komedią romantyczną albo zwykłym filmem z happy ednem? na pewno nie... tak więc szczęśliwe zakończenia znajduję w Fanfikach a film jest arcydziełem a perfekcji nie próbuje sie poprawiać. Ile razy bym nie miała płakać na BBM i tak jest przepieknym filmem, do którego wrócę po raz kolejny (po raz kolejny mając nadzieje, że Ennis sie obejrzy, powie 'tak' Jackowi i tp.) |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Laura
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 1371 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieszczady
|
Wysłany:
Pią 15:28, 11 Sie 2006 |
|
Przewieraca mnie to wszystko co piszecie, i to praktycznie w każdym temacie... Siedzę nad scenariuszem do 3 w nocy i powtarzam sobie "spokojnie, spokojnie", bo ręce mi się trzęsą... Jakby to działo się tu i teraz... Może to i śmieszne, co piszę, ale czuję to wszystko tak głęboko, że czasem wydaje mi się, że to jakaś moja ucieczka przed światem, ale nie umiem myśleć o BBM, jak o zwykłym filmie, nie mam dystansu... A jak już jakiś minimalny dystans się pojawia, to czuję się jakbym zdradzała coś jedynego w swoim rodzaju, coś co (to zabrzmi już w ogóle beznadziejnie) obecnie pozwala mi oddychać... Przepraszam za te wynurzenia, ale.... Zresztą wiecie............... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Szkapa
Dołączył: 15 Cze 2006
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 15:53, 11 Sie 2006 |
|
Alma napisał: |
Jakoś tak mnie to uderzyło, że Ennis zawsze odjeżdżał i Jack za nim patrzył a w końcu to Jack zniknął z życia Ennisa...
takie mysli mnie naszły... |
Almo ,w związku z tą sceną , którą przypomniałaś mnie też dopadły pewne refleksje.
Jeśli przyjąć założenie , że w każdym związku któraś ze stron kocha bardziej , to dla mnie taką osobą jest Jack - wiem ,że zaraz napadną na mnie obrońcy Ennisa , ale przecież gdyby nie Jack prawdopodobnie nigdy ich losy by się tak nie splotły.
To Jack pierwszy wyciągnął rękę po Ennisa .
To Jack szukał go po roku u Aguire’a.
To Jack odnalazł go po 4 latach .
To Jack przejeżdżał parę razy w roku setki mil , by się z nim zobaczyć .
( Ennis nie zrobił tego nigdy i nie wydaje mi się żeby jedynym powodem był brak gór Big Horn , jak tłumaczy to Jack swojej żonie .
Swoją drogą wyobrażacie sobie radość i szczęście Jacka , gdyby Ennis zrobił mu taką niespodziankę ?? )
To Jack gotów był rzucić wszystko dla tej miłości.
No i właśnie to ,co zauważyłaś Almo - Jack zawsze przyjeżdżał pierwszy na ich spotkania , i zawsze odjeżddżał ostatni.
Czekał na Ennisa całe życie .
Szkoda ,że się nie doczekał...... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Laura
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 1371 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieszczady
|
Wysłany:
Pią 16:45, 11 Sie 2006 |
|
Szkapa napisał: |
To Jack przejeżdżał parę razy w roku setki mil , by się z nim zobaczyć . |
No właśnie... To chyba najlepsze potwierdzenie miłości Jacka... Ale ja to widzę tak, że to były zupełnie dwie różne osobowości, więc i kochały w zupełnie inny sposób... Ennis był osobą, która w zupełnie inny sposób przeżywała te rozstania i to wszystko... Bardzo cierpiał, ale nie zmieniał tego, to Jack musiał działać, tak czuł... Myślę, że Ennis umiałby sobie poradzić ze stratą Jack'a w każdym momencie ich związku (pomijając już, że w końcu tak się stało), jakoś by to przyjął do wiadomości, umiał bez niego żyć (co nie znaczy, że było mu wszystko jedno czy jest z Jack'iem czy nie), bardziej umiał się oszukiwać i w pewien sposób zatracać w tym, inaczej radził sobie z bólem. Nie szukał rozwiązania. Ale to naprawdę nie znaczy, że jego miłość była gorsza... Choć ta Jack'owa wydaje się logiczniejsza, no i przez to silniejsza... To skomplikowane i nie wiem za bardzo jak wyjaśnić... Mimo wszystko, jestem zdania, że oboje kochali, tak jak w tym czasie najlepiej umieli... Choć rzeczywiście Jack był "prowokatorem" i to on podtrzymywał ten związek choćby każdym swoim czułym gestem... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
jerry
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 16:49, 11 Sie 2006 |
|
Szkapo,
nie wiem, czy słusznie, ale czytając w Twoim poście o obrońcach Ennisa, poczułem że ma to coś z wspólnego ze mną Jednak nie mam zamiaru na Ciebie napadać!
Uważam, że masz całkowitą rację mówiąc, że "w każdym związku któraś ze stron kocha bardziej". Inaczej być nie może. Podobnie musiało być z Ennisem i Jackiem, choć nie umiem powiedzieć, który z nich żywił większe uczucie i był bardziej zaangażowany. Pozory często mylą, więc wolę się nad tym nie zastanawiać. W sumie dla mnie nie ma znaczenia, kto kochał bardziej, bo ich miłość była tak wielka, tak głęboka i tak wyjątkowa, a ich uczucia uzupełniały się wprost doskonale (mimo, że sobie tego nie okazywali). Na pewno to Jack sprawił, że tę miłość dane im było wspólnie przeżyć. Masz rację, że to Jack nie dawał za wygraną, że gdyby nie on, ich drogi rozeszłyby się raz na zawsze po pobycie na Brokeback Mountain. Ale męczy mnie jedno: gdyby role na końcu historii się zamieniły, to czy patrząc na koszule i na pocztówkę BBM, Jack umiałby, w taki sam sposób jak jego Przyjaciel, powiedzieć: "Ennis, I swear..."? |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
jerry
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Pią 17:10, 11 Sie 2006 |
|
Laura_Wallace napisał: |
[...]...to były zupełnie dwie różne osobowości, więc i kochały w zupełnie inny sposób... Ennis był osobą, która w zupełnie inny sposób przeżywała te rozstania i to wszystko... Bardzo cierpiał, ale nie zmieniał tego, to Jack musiał działać, tak czuł... [...] Ale to naprawdę nie znaczy, że jego miłość była gorsza... Choć ta Jack'owa wydaje się logiczniejsza, no i przez to silniejsza... [...] |
Lauro, ja też tak uważam.
Dodałbym jeszcze, że dla nas - widzów jackowa miłość była bardziej widoczna, gdyż jej objawy wydawały się bardziej oczywiste i typowe. Postępowanie Jacka lepiej przemawia do naszej wyobraźni, a ludziom łatwiej jest identyfikować się z tym bohaterem, bo Ennisa nikt z nas do końca nie umie "rozgryźć" (sądzę, że pozostanie zagadką nawet dla tych, którzy się z nim utożsamiają). |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alma
Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 17:25, 11 Sie 2006 |
|
Jerry, łapki mi się z niecierpliwości trzęsły kiedy czekałam na Twoja odpowiedź i jak zwykle się nie zawiodłambo znów sprawiłęś, że mam się ochotę zastanawiać co by było gdyby...
Ennis Del Mar, który wszystko przeżywa w środku i Jack Twist, który nawet jeżeli nie wszystko mówi od razu to w końcu wybucha. Nie Jack Twist nie potrafiłby po cichu schować swoich uczuć w sobie… Nie wiem co by zrobił czy jakiś szalony krok żeby ukarać tych, którzy skrzywdzili jego przyjaciela, czy też desperacki krok żeby z nim być na zawsze trudno powiedzieć, ale nie byłoby na pewno końcowej sceny… Jack nie przysięgałby nic Ennisowi bo (moim skromnym zdaniem oczywiście) dla niego było jasne, że Ennis to wszystko powinien już wiedzieć, powinien wiedzieć, że Jack już dawno przyrzekł Ennisowi siebie. A dla Ennisa były to może najważniejsze słowa w życiu, kiedy przyrzekł coś Jackowi, osobie, której według siebie nie mógł i nie powinien kochać…
Jeżeli znów wyraziłam się niezbyt jasno to przepraszam, ale 1000 mysli na sekundę przebiega mi przez głowę a ten komputer tak strasznie wolno działa…. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Szkapa
Dołączył: 15 Cze 2006
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 17:27, 11 Sie 2006 |
|
jerry napisał: |
Szkapo,
nie wiem, czy słusznie, ale czytając w Twoim poście o obrońcach Ennisa, poczułem że ma to coś z wspólnego ze mną "? |
Oczywiście ,że to głównie Ciebie miałam na myśli.....
Nie wiem jak zachowałby się Jack , gdyby ich role się odwróciły.
Chciałabym wierzyć , że przeżywałby to tak samo mocno i tak samo długo , ale biorąc pod uwagę jego charakter myślę ,że to jednak niemożliwe .
Jack nie był typem cierpiętnika , był spontaniczny i ekstrawertyczny , taka strata ( choć ogromnie bolesna ) nie zatrułaby mu życia na zawsze , po pewnym czasie może nawet by zapomniał... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alma
Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Pią 17:47, 11 Sie 2006 |
|
No i tu mam problem bo nie wierze zebz Jack mogl zapmoniec... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Szkapa
Dołączył: 15 Cze 2006
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 17:49, 11 Sie 2006 |
|
Laura_Wallace napisał: |
... Myślę, że Ennis umiałby sobie poradzić ze stratą Jack'a w każdym momencie ich związku (pomijając już, że w końcu tak się stało), jakoś by to przyjął do wiadomości, umiał bez niego żyć ... |
Lauro ,z tym sie nie mogę zgodzić .
Ennis nie radził sobie z życiem w każdym jego aspekcie , jedyne co potrafił zrobić , kiedy świat walił mu się na głowę , to wyładować swoją agresję na kimkolwiek .
Nie poradził sobie ze stratą Jacka , ona była czymś , co przepełniło czarę ..
" Gdy nie masz nic , nic nie potrzebujesz " -tak powidział na końcu. To słowa człowieka , który przegrał .
Nie , Ennis nigdy nie pogodził się ze śmiercią Jacka .... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Laura
Dołączył: 27 Lip 2006
Posty: 1371 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Bieszczady
|
Wysłany:
Pią 18:53, 11 Sie 2006 |
|
Szkapo, to ja źle się wyraziłam... Zgadzam się, że Ennis sobie nie radził z życiem, nie pogodził ze stratą Jack'a, był przegrany etc. Chodziło mi o to, że... Był osobą, która sama siebie skazywała na takie cierpienie i takie postępowanie, on niczego nie umiał/nie chciał zmienić... Pisząc, że "umiał żyć bez Jack'a" nie chodziło mi o to, że pogodził się z jego odejściem (w taki sposób jak to się "normalnie" rozumie), że zaakceptował to, albo że ta strata stała się dla niego jakimś bodźcem by iść na przód, by odbić się od dna... Wręcz przeciwnie, chodzi mi tylko o to, że jego zachowanie również miało swoje uzasadnienie, czasem niezrozumiałe, ale jednak miało... Był przesycony cierpieniem, które go paraliżowało (Jack'a pchało do działania), nie umiał zdobyć się na żaden krok. Mógł tylko stać i czekać. Myślę, że cała "filozofia" tkwi w zdaniu: "If you can't fix it, you gotta stand it". On właśnie tak "radził sobie" z problemami i tym, co go przerastało, nawet gdy już nie mógł wytrzymać wmawiał sobie, że "tak musi być". A Jack go kochał i kochając szanował takiego jakim jest. Miał żal i cierpiał z powodu takiego, a nie innego zachowania Ennis'a, ale mimo wszystko nie zrażał się. Gdyby Ennis trafił na podobnego sobie zapewne nie doszło by do niczego. Ale gdyby Jack trafił na "drugiego Jack'a" żyli by długo i szczęśliwie. Ale to juz gdybanina straszna...
Nie wiem czy Wy również zwróciliście uwagę na symbolizm w tym filmie. Wspomnę na razie tylko o jednej rzeczy. Może to będzie nadinterpretacja, ale mnie już od pierwszej sceny uderzyło to, że Ennis miał jasny, a Jack ciemny kapelusz. Może to tylko kwestia tego, że Jack był brunetem, a Ennis blondynem i tak pasowało osobie odpowiedzialnej za kostiumy... Ale dla mnie byli właśnie jak dwa przeciwstawne sobie kolory... Jak czarny i biały. Zupełnie różni, a jednocześnie idealnie do siebie pasujący. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Szkapa
Dołączył: 15 Cze 2006
Posty: 213 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Pią 19:21, 11 Sie 2006 |
|
Laura_Wallace napisał: |
... Był przesycony cierpieniem, które go paraliżowało (Jack'a pchało do działania), nie umiał zdobyć się na żaden krok. Mógł tylko stać i czekać. Myślę, że cała "filozofia" tkwi w zdaniu: "If you can't fix it, you gotta stand it". On właśnie tak "radził sobie" z problemami i tym, co go przerastało, nawet gdy już nie mógł wytrzymać wmawiał sobie, że "tak musi być".. |
Tak , to cierpienie rzeczywiście wymuszało na nich zupełnie różne zachowania ..
Stać i czekać - cały Ennis !
Laura , to bardzo mądre , co napisałaś .. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 13:26, 12 Sie 2006 |
|
Brokeback Mountain to dla mnie coś więcej niż tylko film. Uważam że to absolutne arcydzieło Jak tylko kupię Brokeback na DVD(dopiero 28 września:/) będę oglądał jak najczęściej się da. Kiedy wyszedłem z kina było mi cholernie smutno a to wszystko dlatego że pod koniec filmu Jack Twist zginął. Ten moment był dla mnie okropny. Film jest genialny, kocham Brokeback:) |
|
|
|
|
Agios
Dołączył: 03 Maj 2006
Posty: 11 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Krakow Berlin Ateny
|
Wysłany:
Pon 15:01, 14 Sie 2006 |
|
Moi Drodzy!
Mam taki problem: nie nadeje się do leczenia, więc go stawiam na Forum. Czy Wy naprawdę uważacie to za fajne, za idealne, za doskonałe, za... grzeczne?
Myśl pierwsza: w 1976 roku Andrzej Wajda dał „Ziemię obiecaną”, według zgodnej oceny widzów i krytyków jeden z najlepszych swoich filmów. Po dwudziestu pięciu latach, przy okazji premiery DVD, pod pretekstem ingerencji twórczej Artysty we własne Dzieło, które przecież nigdy nie jest skończone, wyrzucił kilka scen, wtym dwie erotyczne. Jest tajemnicą Poliszynela, że uczynił to ze strachu przed konfrontacją ze świętym Piotrem, któremu mogły się te sceny nie podobać, a także ze wstydu przed przedstawicielami świętego w Polsce. Cóż, Mistrz trafi do Nieba Filmowców, a wtedy my na ziemi, znowu będziemy mieli dostęp do wersji wcześniejszej. Piszę wyżej wyraźnie: ingerencja Artysty.
Myśl druga: Edwin Bendykt pisze kilkakrotnie o przyszłości światowej telewizji, podkreślając, że jednym z jej ważniejszych przejawów będzie tworzenie telewizji przez Widzów. Mam nadzieję nie dożyć takiej telewizji, ale to moje prywatne pragnienie, bo mam dostęp do próby takiej telewizji, kontroluje ją zespół tworzony także przez Widzów.
Myśl trzecia: Santaolalla, wierzę w to, rozmawiał z Anną Proulx, czytał jej informację o inspiracji Methenym, odsłuchań i poprawek już w studiach było pewnie tysiąc, muzyka jest integralna z BBM. Jest zamkniętą całością. Za pięćdziesiąt lat jej motyw przewodni rozpozna wiele tysięcy osób, identycznie jak to miejsce w tej chwili, gdy usłyszą gdzieś muzykę Nino Roty i nikt nie mają wątpliwości z jakiego okresu kina i z jakich filmów pochodzą te takty.
Traktując powyższe jako punkt wyjścia, czy to nie jest nadużycie, że Widzowie dobierają na YOUTUBE stare i współczesne hiciory do scen z naszego filmu?
Nie pragnę wsadzenia kija w mrowisko, nie zamierzam się kłócić ani protestować, są takie możliwości, ludzie mają skojarzenia, ktoś przy okazji uważa się za niezłego telewizowca, ale mam skrupuły, więc gadam. Dla mnie ten film może mieś wyłącznie muzykę Santaolali.
Iść z tym jedak do lekarza?
Klaniam się i pozdrawiam
Agios |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|