|
Autor |
Wiadomość |
jerry
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 18:28, 25 Mar 2006 |
|
Pieknie to napisalas, Basiu!
Ciekawy jestem, co powiedzialabys o Ennisie (jego rola, jeszcze bardziej niz Jacka, byla gra bez slow). Pytam, bo to Ennis jest mi blizszy w tym filmie... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Basia
Gość
|
Wysłany:
Sob 18:51, 25 Mar 2006 |
|
Dzięki Jerry .Tego mi było trzeba- zrozumienia i akceptacji.W pracy wszyscy mają mnie za wariatkę , a tu można się wygadać .Nie chcę Ci kadzić (bo pomyślisz ,że to w ramach wdzięcznosci) , ale czytam wszystkie Twoje posty i z większością się zgadzam bo wyrażasz to co i ja czuję . Teraz tez masz rację .Na pewno rola Ennisa była bardziej wymagająca .Nie pozwalała na spontaniczne odruchy i gesty , żadnego entuzjazmu , żadnej eksplozji uczuć ( moze poza tym spotkaniem po 4 latach) - podziwiam go za to - bo wyobrażam sobie jak wiele musiało go to kosztować .Wiem co to znaczy tłumić w sobie żal ,ból i wszystkie te uczucia , których doświadczamy na codzień a których z sobie tylko wiadomych powodów nie chcemy lub nie umiemy ujawnić . Ale podziwiam ludzi , którzy to potrafią , którzy są w stanie tak jak Jack rzucić wszystko i pognać na koniec świata za marzeniami.Tacy ludzie nie muszą później żałować , że coś im w życiu umknęło .
Przecież to wszystko co mogło uczynić Ennisa szczęśliwym było w zasięgu ręki ... bał się czy nie chciał jej wyciągnąć...? |
|
|
|
|
jerry
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 19:02, 25 Mar 2006 |
|
Ujalbym to tak: szczescie bylo w zasiegu jego reki, ale miedzy nim (Ennisem) a tym szczesciem rozposcierala sie jakas wielka szyba, przez ktora mogl wszystko obserwowac, a ktorej nie byl w stanie zbic. Tym trudniej musialo mu sie z tym zyc. Z czego byla ta przeszkoda? Po czesci chyba z zaszczepionego w dziecinstwie leku, z poczucia konieczosci dopasowania sie do panujacych norm, czy tez nawet potrzeby bycia takim, jak inni. A mysle sobie, ze moze takze - jak to juz ktos sugerowal na naszym formum - z troski i leku o Jacka.
Ja tez nie bardzo mam z kim u siebie podzielic sie moimi emocjami, stad moja czesta obecnosc na forum. Fajnie, ze do nas dolaczylas! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
jerry
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 19:02, 25 Mar 2006 |
|
Ujalbym to tak: szczescie bylo w zasiegu jego reki, ale miedzy nim (Ennisem) a tym szczesciem rozposcierala sie jakas wielka szyba, przez ktora mogl wszystko obserwowac, a ktorej nie byl w stanie zbic. Tym trudniej musialo mu sie z tym zyc. Z czego byla ta przeszkoda? Po czesci chyba z zaszczepionego w dziecinstwie leku, z poczucia konieczosci dopasowania sie do panujacych norm, czy tez nawet potrzeby bycia takim, jak inni. A mysle sobie, ze moze takze - jak to juz ktos sugerowal na naszym formum - z troski i leku o Jacka.
Ja tez nie bardzo mam z kim u siebie podzielic sie moimi emocjami, stad moja czesta obecnosc na forum. Fajnie, ze do nas dolaczylas! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
jerry
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 19:03, 25 Mar 2006 |
|
Co sie popsulo: z jednego postu zrobily sie dwa. Przepraszam! |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wila
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2155 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 19:21, 25 Mar 2006 |
|
Basiu jak tez odnalazlam w filmie troche siebie...
Uswiadomilam sobie wiele...m.in. ze w zyciu najwazniejsza jest milosc(wg mnie)
I jeszcze jedna wazna rzecz-"śpieszmy sie kochac ludzi tak szybko odchodzą"(słowa Ks.Twardowskiego,a raczej kawalek wiersza,bo jakos ten jego wiersz pasuje mi do filmu...)
Po filmie odczuwam taka dziwna pustka,czegos brakuje...
Ja nie mam z kim pogadac o nim i o tym co czuje...
mialam tyle mysli,ale jakos trudno mi sie o tym pisze...staram sie ale nie zawsze wiem jak to zrbic...
pozdrawiam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Basia
Gość
|
Wysłany:
Sob 19:41, 25 Mar 2006 |
|
Tak Jerry.Ja to wszystko rozumiem , ale są takie sytuacje kiedy po prostu trzeba zaryzykować , kiedy trzeba z czegoś zrezygnować , żeby zyskać coś cenniejszego.Nie ma w życiu wartości , która mogłaby choćby konkurować z miłością .Warto dla niej wyzbyć się lęków i uprzedzeń (choć przyznaję - nie jest to proste), warto zastanowić się czy i w imię czego można się wyrzec własnego "ja".
Czy jest na świecie ktoś , kto miałby prawo ingerować w nasze życie i niszczyć je tylko dlatego , że z jakiegoś powodu go nie akceptuje ?Mówisz , ze obawy Ennisa mogły częściowo wynikać z jego troski o Jacka ? Ale Jack był przecież dorosłym , świadomym siebie meżczyzną i na pewno zdawał sobie sprawę z niebezpieczeństwa...Wiesz teraz sobie zaprzeczę , ale nagle przyszło mi do głowy , ze nawet jeśli tak było to Jack niewiele sobie z tego robił .On po prostu od początku był zdecydowany , od początku wiedział czego chce i konsekwentnie to realizował (na ile oczywiście Ennis mu pozwolił ).Dlatego właśnie jestem z nim całym sercem- ryzykował , ale przynajmniej nie musiał żałować , że się poddał...(chociaż wydaje mi się , ze w tej ostatniej scenie widziałam jego rezygnację - po 20 latach... to chyba więcej niż wytrwałość...)
Ps.Nigdy nie umiałam pisać streszczeń
PPs.Ja też się cieszę |
|
|
|
|
Basia
Gość
|
Wysłany:
Sob 19:49, 25 Mar 2006 |
|
Wila doskonale Cię rozumiem , bo nie mogę się otrząsnąć już od ponad miesiąca .Miało być coraz lepiej , a jest... szkoda gadać .Zastanawiam się tylko dlaczego w swoim otoczeniu nie możemy znaleźć takich "zakręconych BBM" jak my?Poukrywali się, boją się swoich uczuć czy najzwyczajniej nie mieliśmy szczęścia na nich trafić...? |
|
|
|
|
Wila
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2155 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 20:02, 25 Mar 2006 |
|
ja widzialam pierwszy raz na poczatku lutego...potem jeszcze 6 razy.I w tym tygodniu chce isc jeszcze raz do kina,poki jeszcze go wyswietlaja.Bede niestety szla sama..no ale trudno...
No wlasnie mialo byc coraz lepiej,a nie jest...
Tak naprawde nie wiem czemu w moim otoczeniu nie ma takiej osoby z ktora moglabym pogadac,ktora by zrozumiala...
wiekszosc nie chce go ogladac...oceniaja,a fimu nie widzieli...i mowia ze ze mna jest cos nie tak... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Basia
Gość
|
Wysłany:
Sob 20:12, 25 Mar 2006 |
|
Ja też chodzę sama .Pierwszy raz byłam z koleżanką , ale kiedy chciałam ją wyciągnąć drugi powiedziała , że na ten film już nie pójdzie.Mówią , że z Tobą jest coś nie tak...ja pomyślałam dokładnie to samo o mojej koleżance.Jej wystarczył raz - ja mogłabym oglądać bez końca.Może to kwestia gustu , a może po prostu jej świat to nie mój i odwrotnie. |
|
|
|
|
Wila
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2155 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 20:24, 25 Mar 2006 |
|
U mnie jest podobnie.Raz ogladalam ze znajoma,a jak jej znowu proponowalam zeby ze mna poszla to mi powiedziala,ze nie pojdzie...
wielu znajomych pytalam czy sie ze mna nie wybiora na BM ale wciaz slysze to sama odpowiedz- nie...i pozostal mi tylko samotny seans...
O tak ja tez moglabym go ogladac bez konca... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Basia
Gość
|
Wysłany:
Sob 20:40, 25 Mar 2006 |
|
wiesz może te samotne seanse nie są takie złe - można się wtedy bardziej skupić i zatracić (tak- właśnie tego słowa chciałam użyć).Tylko jak film się konczy i chciałabyś komuś wykrzyczeć te wszystkie emocje jakich doświadczyłaś to pozostaje tylko samotny powrót do domu- i wtedy jest tak strasznie smutno....,że nie da się tego opisać |
|
|
|
|
Wila
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2155 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 20:53, 25 Mar 2006 |
|
no wlasnie najgoszy jest ten samotny powrot do domu po skonczonym seansie...szczegolnie jak ja musze dojechac autobusem...
Myslalam,ze nie pojade juz na niego sama,no ale i tak jade jeszcze do kina... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
jerry
Dołączył: 14 Mar 2006
Posty: 1329 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Warszawa
|
Wysłany:
Sob 20:56, 25 Mar 2006 |
|
Basiu, piszesz, ze w pewnych sytuacjach "trzeba zaryzykowac, [...] wyzbyc sie lekow i uprzedzen". Moge sie z Toba zgodzic tylko czesciowo: warto zaryzykowac i wyzbyc sie tego, co nas ogranicza, jesli wiemy, co to jest. Czlowiek nie moze wyjsc poza wlasne ograniczenia. Ennis nie wiedzial / nie rozmial, ze kocha Jacka; zrozumial to, gdy juz nie mogl mu tego wyznac, bo Jacka nie bylo na tym swiecie. Nie umiem dokladnie powiedziec, jak Ennis sobie tlumaczyl to przywiazanie i emocje. Sam bardzo bym chcial to wiedziec. Wiem tylko tyle (i to z wlasnego doswiadczenia), ze - paradoksalnie - mozna cos widziec, czuc i nie wiedziec o tym (bo podswiadomosc, dla ktorej ujawnienie tego byloby niewygodne, chytrze to ukrywa). Brzmi dziwnie, ale tak naprawde bywa, dlatego rozumiem Ennisa, jest mi bliski i brak mi slow, by wyrazic, jak bardzo mu wspolczuje. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Basia
Gość
|
Wysłany:
Sob 21:20, 25 Mar 2006 |
|
Naprawdę myslisz , że Ennis uświadomił sobie miłość do Jacka dopiero po jego śmierci?Czy to znaczy ,że gdyby zrobił to wcześniej coś by się zmieniło w ich związku?Nie sądzę .Czasami wydaje mi się , ze Ennisowi wystarczały te ich ukradkowe spotkania dwa razy w roku , że w ten sposób kontrolował Jacka i jego uczucia względem własnej osoby.Przecież tak naprawdę zaniepokoił się dopiero kiedy wspomniał o Meksyku i Jack przyznał ,że tam bywa.I myślę , że nie chodziło o kontakty seksualne - on po prostu wystraszył się , że Jack może zakochać się w innym mężczyźnie.Jeżeli nie był pewien swoich uczuć do Jacka nie miał prawa mieć o to żalu( a co dopiero sugerowac , że go zabije jeśli się czegoś dowie). Myślę , że na swój specyficzny sposób kochał Jacka i zdawał sobie z tego sprawę .Tylko w przeciwienstwie do Jacka pogodził się z tym , ze ich życie będzie wygladało dalej tak samo jak przez ostatnie 20 lat. |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|