|
Autor |
Wiadomość |
Alma
Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Sob 18:15, 06 Maj 2006 |
|
zrtesztą może dalej było lepiej ale już mi się po prostu nie chciało... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 19:36, 06 Maj 2006 |
|
kolejna recenzja:
Tajemnica Brokeback Mountain": kandydat do Oscara
„Melodramat gejowski w kowbojskim przebraniu?!" – zawoła ktoś wzburzony i zniesmaczony. Otóż nie. Film Anga Lee to poruszająca historia miłości niemożliwej.
Film „Tajemnica Brokeback Mountain", laureat Złotego Lwa w Wenecji i Złotych Globów, otrzymał aż osiem nominacji do tegorocznych Oscarów i być może właśnie on otrzyma główną statuetkę. Pochodzący z Tajwanu Ang Lee jest dziś jednym z najciekawszych twórców amerykańskiego kina. Zaczynał w latach 90. od błyskotliwych komedii obyczajowych z życia tajwańskiej diaspory w USA. Dziś ma na swym koncie tak głośne i różnorodne tytuły jak „Przyczajony tygrys, ukryty smok" czy „Rozważna i romantyczna" według Jane Austen.
Chwytając się różnych gatunków i poetyk, nie wypracował własnego stylu, ale osiągnął status twórcy, któremu można zaufać. Jego najnowszy film jest jednak czymś znacznie więcej aniżeli dziełem rzemieślnika. Lee przeniósł na ekran opowiadanie Annie Proulx (laureatki Pulitzera za „Kroniki portowe", sfilmowane w 2001 r. przez Lasse Hallströma), wypełniając je własną wrażliwością. Nakręcił love story, która każe zadumać się nad przewrotnością ludzkiego losu, nad tragizmem ukrytym pod pozorami normalności.
Jest rok 1963, w surowej scenerii Dzikiego Zachodu spotyka się dwóch chłopaków. Ennis i Jack nie mają grosza i chcieliby zatrudnić się do pilnowania owiec na odległych pastwiskach Brokeback Mountain. Marzenia mają przyziemne: dorobić się własnego rancza, ożenić się, mieć dzieci. Ich życiorys nie przewiduje innej opcji. Życie wokół jest do bólu jednostajne, jedyne atrakcje to rodeo i lokalny bar. Niedościgły horyzont stanowi miasto, do którego wyrwać uda się tylko nielicznym.
Ennis i Jack wyruszają więc w góry. Tam przyjdzie im walczyć z kapryśną naturą, samotnością i nudą. Miłość dopada ich znienacka. To, co wygląda na incydentalne wyładowanie seksualnego napięcia w warunkach izolacji – przemienia się powoli w coś, w co na początku sami nie jesteśmy w stanie uwierzyć. Tym bardziej bohaterowie uosabiający męski etos... Potomkowie kowbojów noszą nasunięte na czoło kapelusze, podkute buty, nonszalancko cedzą słowa. Twardziele niczym z reklam Marlboro stają bezradni wobec uczucia, które wypełni następne 20 lat ich życia. Wiedzą tylko tyle, że ten nowy rodzaj emocji, która rozświetla dziwnym światłem ich pospolitą codzienność, należy bezwzględnie stłamsić i ukryć przed światem. Trzeba zabić tę miłość.
Rozstają się więc, zakładają rodziny, a jednak nie przestają tęsknić. Odtąd treścią ich życia, poza płodzeniem dzieci i walką o byt, stanie się wszechogarniająca melancholia, słodki smutek, który zatruwa tak skutecznie. Bo przecież cierpi z jej powodu nie tylko ten, kto ją bezpośrednio odczuwa, ale także jego najbliżsi, niewtajemniczeni albo nieprzyjmujący do wiadomości tego, co może być przyczyną romantycznej „choroby".
Lee pokazuje rzeczywistość otaczającą Ennisa i Jacka z naturalistyczną dosłownością, ale ich trudny romans kreślony jest subtelnie i dyskretnie – jakby twórcy filmu, a przede wszystkim aktorzy onieśmieleni byli historią niefortunnych kochanków, historią, którą trudno wytłumaczyć, ale można uszanować i intuicyjnie współodczuwać. Ennis i Jack kontynuują znajomość podczas sporadycznych spotkań. Kradzione chwile, których jedynymi świadkami będą ośnieżone szczyty Brokeback Mountain, staną się namiastką niemożliwego szczęścia. Zdążą się postarzeć, ich małżeństwa przejdą zawirowania, dorosną dzieci. Jeden będzie klepał biedę, drugi wżeni się w zamożną rodzinę.
Konformizm to czy zdrowy rozsądek? Ucieczka czy rezygnacja? Lee nie pozostawia złudzeń, że w tym miejscu i czasie była to dla bohaterów jedyna możliwa droga. Każdy z nich przeszedł ją nieco inaczej. Każdy zapłacił inną cenę. Współcześni tragiczni kochankowie muszą podzielić los swoich poprzedników: Romea i Julii, Tristana i Izoldy, Jennifer i Olivera z „Love Story"... Zawsze przecież istnieć będą jakieś tabu czy przeszkody nie do pokonania.
Lee nie poprzestaje jednak na tak banalnej konstatacji. Wolny od uprzedzeń i stereotypów wprowadza nas w świat kompletnie nieprzygotowany na to, co zdarzyło się w Brokeback Mountain. Prowincjonalna społeczność skazuje Ennisa i Jacka na całkowite wyobcowanie. Kowbojski strój staje się dla nich rodzajem mimikry. Ujawniając się, w najlepszym razie naraziliby się na milczącą niechęć, w najgorszym – na erupcję agresji, kanalizowanej na co dzień w męskich rozrywkach, lecz tak łatwo znajdującej ujście, gdy pojawi się w pobliżu kozioł ofiarny. Historia Ennisa i Jacka to także historia nietolerancji i wykluczenia. Czy ich związek miałby szansę zrealizować się w pełni w bardziej sprzyjających okolicznościach? Nawet jeśli nie, nic nie usprawiedliwia przygniatającego finału. Los bohaterów nie daje się bowiem opisać jako fatalne zrządzenie tajemnych sił – nie mamy wątpliwości, że zgotowali go inni ludzie.
Trudno przejść obok filmu Lee obojętnie. Urzeka obrazem i przestrzenią, a zarazem wciąga w swój klaustrofobiczny mikrokosmos. Inspirowane fotografiami Richarda Avedona zdjęcia jednego z najciekawszych współczesnych operatorów Rodriga Prieto („Amores perros", „Frida") utrzymane są w odcieniu spranego denimu, przywołując tradycję czarno-białych westernów złotej ery kina. Tutaj również rozległe krajobrazy staną się synonimem wolności. Ale „Tajemnicę..." można też odczytać jako próbę przenicowania legendy Dzikiego Zachodu.
Wiele gatunków filmowych z westernem na czele gloryfikowało mit męskiej przyjaźni, skrzętnie unikając jego bardziej wstydliwych aspektów. Anga Lee interesuje przede wszystkim wymiar czysto ludzki. W miarę rozwoju fabuły zaczynamy stopniowo zapominać, że chodzi tu o miłość homoseksualną (co wykorzystali amerykańscy spece od marketingu, reklamując film bez wnikania w charakter łączącego bohaterów związku – by zadowolić również publiczność konserwatywną). Ich dramat bliski jest doświadczeniom każdego, kto zaznał zakazanego owocu „złej miłości"; kto cierpiał, tęsknił, spalał się w obsesyjnej zazdrości; kto zrujnował swój doczesny spokój w imię romantycznej mrzonki – i nie oddałby swoich wspomnień za żadne pieniądze.
Rozważni i romantyczni: dwa oblicza miłości niemożliwej znajdują wyraz w bohaterach filmu Anga Lee. W znakomitych interpretacjach Jake`a Gyllenhaala i Heatha Ledgera zmieniają się oni z głodnych życia chłopaków z Wyoming w dojrzałych mężczyzn, coraz bardziej zmęczonych. Obaj przegrali, ale przeżyli coś, co ich wzbogaciło. I nie chodzi bynajmniej o nowe doświadczenie seksualne, ale o ten rodzaj bliskości i czułości, której nie dane było im zaznać nigdy przedtem ani potem.
„TAJEMNICA BROKEBACK MOUNTAIN", reż.: Ang Lee, scen.: Larry McMurtry i Diana Ossana na podst. opowiadania Annie Proulx, zdj.: Rodrigo Prieto, muz.: Gustavo Santaolalla, wyst.: Heath Ledger, Jake Gyllenhaal, Randy Quaid, Anne Hathaway i inni. Prod.: USA 2005. Dystryb.: Monolith Plus. W kinach od 24 lutego. |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 19:37, 06 Maj 2006 |
|
wiem,ze jest troche długa.....
a to link: [link widoczny dla zalogowanych]
Wila |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 21:32, 06 Maj 2006 |
|
Słówko o "błędach warsztatowych"...
Oglądałam BBM pięć razy i szczerze mówiąc nie zauważyłam tych "potknięć" , chyba jestem mało spostrzegawcza...
Ale myślę , że nawet teraz, kiedy już zostałam wtajemniczona i tak bym ich nie dostrzegła...
Co innego zaprzątnęłoby moją uwagę...co innego...a raczej TO co zawsze.
Drżałabym ze wzruszenia podczas pełnych czułości scen , nasycałabym oczy malowniczymi krajobrazami , wsłuchiwałabym się w czarowne dźwięki muzyki i w końcu ścisnełoby mi się serce na myśl , ze TO wszystko musi ( dlaczego????) się kiedyś skończyć...tylko TAKIE rzeczy zapamiętuję.
Ale absolutnie mi nie przeszkadza , że ktoś zwraca uwagę na różne techniczne szczegóły i chętnie o nich czytam , z tym , że traktuję je bardziej jako ciekawostkę niż mankament umniejszający wartość filmu...a już na pewno nie TAKIEGO filmu ( to MU nawet dodaje jeszcze więcej uroku )
Gdybym w jakiś sposób była związana z branżą artystyczną...( np. filmową ) może zauważałabym takie drobiazgi .
To chyba swego rodzaju nawyk zawodowy...ja jestem pod tym względem kompletnym laikiem
...a na film chodzę najczęściej po to by się wzruszyć lub pośmiać.
Ps. Kiedy już kupię DVD i będę mogła do woli napawać się BBM...wtedy może pozwolę sobie na analizowanie... |
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 22:04, 06 Maj 2006 |
|
Dzięki za link...jutro sobie poczytam
Zastanawiam się tylko dlaczego we wszystkich negatywnych recenzjach ( na szczęście jest ich nieporównywalnie mniej ) głównym zarzutem jest to , że BBM przedstawia miłość homoseksualną ?
Żadnego konkretnego uzasadnienia , same ogólniki , które ja sprowadziłabym do stwierdzenia : nie podobał mi się...bo nie!!!
Kompletne nieporozumienie . Nie przeczytałam ani jednej nieprzychylnej recenzji , która w jakikolwiek sposób zmusiłaby mnie do spojrzenie na tę historię z innej perspektywy...gdyby ktoś przedstawił chociaż jeden mocny argument PRZECIW...to z trudem , ale chociaż SPRÓBOWAŁABYM go zrozumieć .
Ps.Głupstwa opowiadam... nigdy mi się nie to uda ( choćby nie wiem jak wiele mocnych - w swoim mniemaniu - argumentów przedstawił ) bo jestem chyba ostatnią osobą , która zaakceptowałaby nawet najmniejszą próbę krytyki BBM! |
|
|
|
|
Wila
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2155 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 22:12, 06 Maj 2006 |
|
ten link jest to tej długiej recenzji wyzej
bo to ja wyslalam |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Wila
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2155 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 22:21, 06 Maj 2006 |
|
no tak na tym w wiekszosci opieraja sie te negatywne recenzje...
ja czytalam kilka takich(negatywnych)
a najbardziej zenujaca,zalosna (itd.....) byla ta z "naszego dziennika".... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Sob 22:38, 06 Maj 2006 |
|
żałosna powiadasz...no cóż Wiluś , JAKI autor TAKA recenzja...
To mocne słowa , ale właśnie TAK uważam i nic na to nie poradzę... |
|
|
|
|
Wila
Dołączył: 05 Mar 2006
Posty: 2155 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany:
Sob 22:45, 06 Maj 2006 |
|
tak.
p.s. jeszcze jedno: ta ktora wkleilam i podalam link to nie jest ta z "N.dziennika" |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
A GIOS
Gość
|
Wysłany:
Czw 10:33, 11 Maj 2006 |
|
„Jack wraca z gór. Przywiązuje Cygarowego Peta do drzewa, opiera strzelbę...” – między innymi tymi słowami zabrałem głos (6 maja) w sprawie jednej ze scen BBM; pisząc o Cygaretowym Pecie, koniu, na którego grzbiecie jeździli obaj chłopcy, przypisałem go Jackowi. Przepraszam wszystkich „szczegółowców”: Jack wybrał sobie w 1963 roku gniadą klacz, a wierzchowca – jak się później okazało, zdatnego do nocnej wędrówki –o imieniu Cygaretowy Pet, Ennis. Pardon.
Pozdrawiam
Agios
PS Z nocnych myśli: Może Jack miał mało czasu do końca życia, więc musiał LATAĆ, a Ennis przez życie KROCZYŁ... |
|
|
|
|
Alma
Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 10:38, 11 Maj 2006 |
|
Niezłe zakończenie postu....
A ja mam pytanie, biorąc pod uwagę słowa Ennisa na pastwisku ( " to jednorazowa sprawa" - to nie cytat, tylko ogólny sens), jak myslicie czy gdyby Ennis nie przyszedł do Jacka czy Jack wykazałby jeszcze jakąś inicjatywę?
Rany mam nadzieję że wiecie o co mi chodzi bo coś się nie mogę wysłowić.... |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Alma
Dołączył: 16 Mar 2006
Posty: 9688 Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 1 raz Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków
|
Wysłany:
Czw 12:16, 11 Maj 2006 |
|
"The bond of two peoples love cannot be broken,
Bend it, twist it, do what you will with it;
If it is true love then the sun will rise another day". |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
april
Dołączył: 27 Mar 2006
Posty: 216 Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: południe
|
Wysłany:
Czw 21:00, 11 Maj 2006 |
|
Myślę, że Jack czekałby na ruch ze strony Ennisa. Podobnie, jak czekał na niego wieczorem w namiocie. Gdyby Ennis się tam nie pojawił, nie zrobiłby żadnych gwałtownych ruchów. Może później patrząc wymownie dawałby Ennisowi do zrozumienia, że potrzebuje takiego kontaktu? Jack był trochę nieokrzesany, ale jednak wykazywał w wielu sytuacjach sporo taktu. Jestem pewna, że w tym przypadku też by tak było. |
Post został pochwalony 0 razy
|
|
|
|
Gość
|
Wysłany:
Czw 22:01, 11 Maj 2006 |
|
...uważam , że Jack na pewno wykazałby JAKĄŚ inicjatywę...ale nie miałoby to nic wspólnego z brakiem taktu .
Ludzka pomysłowość w takich sprawach nie zna granic , a Jack'owi nie brakowało pomysłów i nie sądzę aby dał za wygraną po pierwszym niepowodzeniu. Obrałby tylko inną "metodę".
Zresztą ta pierwsza noc dla niego również była trochę "krępująca" i drugi raz by tego nie powtórzył...nie po wypowiedzi Ennisa w każdym razie ( był na to zbyt wrażliwy i - jak wspomniała April - zbyt taktowny ) i bez jego zachęty.
W ogóle myślę , że pierwsza noc "stała się " jakby przypadkiem , nie była przecież ukartowana , to była bardziej kwestia przypadku ( Ennis mógł spędzić noc przed namiotem ) i pożądania "ośmielonego" sowitą ilością alkoholu.
Ale miłość tak łatwo nie godzi się z porażką , jeśli jest prawdziwa i wystarczająco silna to choćby nie wiem ile przeszkód spotkała na swojej drodze...pokona je wszystkie i osiągnie upragniony cel...
Tak , jestem pewna , że Jack próbowałby do skutku , zresztą czy jego życie nie świadczyło o tym ? To była jedna wielka, nieustanna próba przekonania Ennisa o swoim uczuciu i marzenie o jego odwzajemnieniu...
Chyba się trochę zakręciłam , ale w dużym skrócie właśnie tak to wszystko odebrałam... |
|
|
|
|
A GIOS
Gość
|
Wysłany:
Pią 11:44, 12 Maj 2006 |
|
Wydaje mi się, że Jack by pękł w inny sposób – w jaki, możemy gdybać, odwołując się do naszych lub cudzych doświadczeń, ale czy o to chodzi, hm.
Może prowokując Ennisa opowieściami o tyranii ojca? W pewnym momencie, chce się przecież kogoś poniewieranego przez los przytulić, oczywiście to wariant w ich dwuosobowej, intymnej sytuacji.
Może, gdyby Ennis był mniej pewny siebie i piętnaście razy pod rząd powtórzył (przez zaprzeczenie wyrażenie pragnienia), że to „jednorazowa sprawa”, Jack już na wzgórzu objął by go i powiedział, że mieli cały dzień na to, by sobie wiele przemyśleć, Ennis wcale nie musi tego powtarzać, bo to bujda. A tak czekał, rozebrany do pasa, narażając się na katar, jeszcze cały chmurny wieczór. Wcale nie kpię, kto się lubi zakatarzony całować?
Na pewno nigdy by nie zaproponował Ennisowi umycia pleców, to po prostu nie mieściło się w głowie żadnemu z nich; mogła to przecież robić, i tylko do pewnego wieku, matka; w przypadku Ennisa siostra.
Na pewno nigdy, przy podobnych okolicznościach „następnym razem”, nie położyłby się solidarnie obok Ennisa i dogasającego ogniska. Tutaj dach (nawet namiotu) stanowi wyraźny, kolejny próg bliskości.
Myślę, że te „argumenty” wydają się być tak powierzchowne, iż można złamać nogę na ich wyślizganej powierzchni. Ale nogę, a nawet kręgosłup można przecież złamać nie tylko na sierpniowym śniegu – i nie tylko w Tatrach.
Pozdrawiam
Agios |
|
|
|
|
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB
© 2001/3 phpBB Group :: FI Theme ::
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
|
|
|