FAQ  •  Szukaj  •  Użytkownicy  •  Grupy •  Galerie   •  Rejestracja  •  Profil  •  Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości  •  Zaloguj
 
 
 wrażenia:) Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu
Autor Wiadomość
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 11:37, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Eve, Diamonds,
przyznam, że troszkę mnie zaskoczyło, to, że piszecie dopiero teraz, a obejrzałyście film w tym samym czasie, co ja.

Ale ja musiałam wyrzucić z siebie te uczucia, te emocje prawie natychmiast, przelać to wszystko na klawiaturę i strony tego forum, podzielić to z kimkolwiek - a nie znalazłam tego kogoś w pobliżu. A czułam dokładnie to, o czym piszecie wyżej (jak chyba każdy tutaj). Dzisiaj rzeczywiście jest już inaczej, łatwiej i też mam do tego jakiś dystans.

Z początku nie mogłam patrzeć na żadne zdjęcia, czytać niczego, co było związane z BBM (na szczęście to minęło) - nawet tu na forum bałam się zajrzeć do niektórych tematów...

Wy miałyście to szczęście, że Wasi mężowie są tacy wyrozumiali i tacy po prostu normalni Wink Gratuluję! Smile

Cieszę się, że dołączyłyście do naszego grona zakręconych BBM- maniaków!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
diamonds




Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 54
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 1 raz
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Wto 11:43, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Ja byłam przez kilka tygodni po obejrzeniu filmu jak nieprzytomna. Jak w stanie śpiączki, nic do mnie nie docierało ze świata zewnętrzego, byłam w SWOIM ŚWIECIE, chyba dlatego nawet nie byłam w stanie napisać czegokolwiek..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eve




Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 19:50, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Po obejrzeniu filmu pzytuliłam się do męża i dziwnie spokojna zasnęłam. Dopiero pożniej przyszło coś więcej niż wzruszenie przed ekranem... magia BBM jest przeogromna;scenariusz, reżyseria, cudownie prosta muzyka, gra aktorów a przede wszystkim ta historia, ktora nie kończy się wraz z ,,listą płac,, - nie potrafię sama sobie odpowiedzieć dlaczego ciągle wydaje mi się,że to wszystko wydarzyło się i trwa nadal w rzeczywistości. I jak Diamonds, musiałam się tam w środku uspokoić i choć trochę to wszystko sobie poukładać... No i jak miałam cokolwiek napisać jeśli gościłam na tym forum i płakałam czytając, oglądając. Budziłam się w nocy i rozmyślałam o Nich, w pracy byłam z Nimi, w domu byłam nieprzytomna! I mieszkając w fajnym miejscu, widząc przez okno góry (co prawda daleko im do tamtych...),lubię budzić się rano, doceniam bardziej hobby mojego męża i jego miłość do gór. Dziękuję za BBM


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Karola




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 103
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Ziemia

PostWysłany: Wto 22:04, 17 Mar 2009 Powrót do góry

Ja miałam jak moongirl, poprostu zaraz musiałam poczukac kogoś z kim mogłabym podzielić się moimi wrażeniami i odczuciami. No i znalazłam: WAS


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
blue
Administrator



Dołączył: 05 Mar 2007
Posty: 3357
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 4 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Śląsk

PostWysłany: Wto 22:06, 17 Mar 2009 Powrót do góry

I bardzo się cieszymy,że tu zawitałaś.I Wy wszyscy nowo przybyli..


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
piotrek




Dołączył: 08 Lis 2007
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Kraków

PostWysłany: Śro 12:14, 18 Mar 2009 Powrót do góry

Eve i Diamonds, świetnie się Was czyta... serdecznie witam na Forum Laughing

mnie decyzja o pisaniu na Forum zajęła znacznie więcej czasu, niż Wam i, z perspektywy czasu, żałuję tych "straconych" wtedy miesięcy.
(a mógłbym mieć "staż" taki, jak Blue czy Kasia... Brick wall Wink )

Cieszę się, że jesteście z nami i że piszecie...


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez piotrek dnia Śro 12:21, 18 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
Eve




Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 21:06, 18 Mar 2009 Powrót do góry

Dziękuję za powitanie i sympatyczne przyjęcie! miło wiedzieć, że pozytywnie zakręconych na punkcie BBM jest tak wielu - w pierwszym momencie nie potrafiłam nazwać tego, co prawie rozrywało mnie od środka, teraz już wiem, że nie byłam w tym osamotniona...Zdaję sobie sprawę, że kazdy przeżywa to na swój sposób; jednego ogarniają wspomnienia, inny zdaje pytanie ,,co by było gdyby...,,Dla mnie to piękna historia o miłości, dzięki ktorej doceniam to co mam, zastanawiam się co mogło by być, trzymam kciuki za tych którzy takiej miłości nadal szukają i tylko serce krwawi, że Oni choć znależli, poddali sie:(


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Czw 22:08, 19 Mar 2009 Powrót do góry

Według mnie oni się nie poddali, tylko ktoś (lub coś) zdecydował za nich...

Los, przeznaczenie... Prawdziwe uczucie brutalnie przerwane...

To chyba boli najbardziej - że nie mieli więcej czasu i więcej szans... Sad


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eve




Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Sob 15:11, 21 Mar 2009 Powrót do góry

Pisząc - poddali się - miałam na myśli to, że mam prawie żal sama nie wiem do kogo, o to, że nie zawalczyli, nie rzucili w diabły tego marnego życia u boku byle jakich kobiet (o rany, a sama jestem żoną Smile nim pojawiły się dzieci, zobowiązania itp. Znależli to, czego inni nawet nie dotknęli i zamiast czerpać z tego radość i chęć do życia pozwolili się zniewolić tym wszystkim mało ważnym ludziom... Mam nadzieję, że jest choć jeden taki ktoś, kto po obejrzeniu BBM już wie co jest najważniejsze i zrobi co serce podpowiada... Lepiej krótko a mocno niż latami byle jak...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dark Red Apple




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Nie 13:35, 22 Mar 2009 Powrót do góry

Eve napisał:
Lepiej krótko a mocno niż latami byle jak...

Muszę się zgodzić w 100%. Dlatego do tej pory się dziwie [ choć rozumiem dlaczego ] czemu Jack i Ennis nie wyjechali do innego miasta/stanu/państwa (niepotrzebne skreślić).

Cytat:
Według mnie oni się nie poddali, tylko ktoś (lub coś) zdecydował za nich... Los, przeznaczenie... Prawdziwe uczucie brutalnie przerwane...

Tu muszę się stanowczo nie zgodzić. Tragizm bohaterów opierał się na ich psychice. Nie byli w stanie sprzeciwić się naukom wpojonym przez ich ojców, rodziny czy społeczeństwo. Po obejrzeniu tego filmu stwierdzam, że w jakakolwiekiek >dziedzinie< życia należy wykazać się pewną odwagą, czasem spontanicznością. Ennis i Jack nie zrobili tego. Woleli założyć normalne rodziny, mieć żonę, życie ale bez miłości.

A fatum - w to raczej wierzono w antyku (Antygona, Król Edyp). Mnie to nie przekonuje. Każdy jest panem własnego losu.


I pomyśleć, że napisał to heteryk


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Nie 23:12, 22 Mar 2009 Powrót do góry

Eve napisał:

Pisząc - poddali się - miałam na myśli to, że mam prawie żal sama nie wiem do kogo, o to, że nie zawalczyli, nie rzucili w diabły tego marnego życia u boku byle jakich kobiet (o rany, a sama jestem żoną Smile nim pojawiły się dzieci, zobowiązania itp.


Doskonale rozumiem Eve co miałaś na myśli:
to, że Ennis i Jack nigdy nie zamieszkali razem, gdzieś, gdzieś tam daleko od wścibskich, zawistnych i nietolerancyjnych ludzi.
Też bym im tego życzyła Wink Spotkało ich przecież coś tak wyjątkowego, niezwykłego...

Gdyby jednak byli ze sobą i "żyli długo i szczęśliwie" - mielibyśmy zupełnie inną historię, a nie tak pełną wzruszeń, bólu i emocji opowieść.

Wiemy również dobrze dlaczego "nie rzucili w diabły tego marnego życia u boku byle jakich kobiet". Obydwaj byli młodzi, mieli całe życie przed sobą, a ich plany na życie - zostały określone już wcześniej (przez rodzinę, tradycję, społeczeństwo itd.). Zakładając rodziny, nie mogli postąpić inaczej - w tamtych czasach w tamtym miejscu (!).

Twój żal czy bunt bierze się chyba stąd, że wszyscy życzymy tym chłopakom jak najlepiej, chcemy, żeby im się udało, tak bardzo trzymamy za nich kciuki - a znając zakończenie filmu, mamy świadomość, ze to nigdy nie skończy się inaczej, że koniec zawsze będzie tak bardzo tragiczny i bolesny (i dla nas, i dla nich), że oni już nigdy nie dostaną szansy na bycie razem - tak, jak nigdy nie powrócili na Brokeback...

Ja - pisząc, że się NIE poddali - miałam na myśli coś więcej, mianowicie to, że nigdy nie ZREZYGNOWALI z tej miłości (choć pozornie tak).

Ta miłość - mimo, że trudna czy wręcz niemożliwa - trwała przecież tyle czasu. Trwała W NICH, W ICH SERCACH i gdyby tak nie było, myślę, że nie spotkaliby się po tych 4 latach, nie zabiegaliby o kolejne spotkania.

"Jednorazowa sprawa" - jak sami mówili na początku. Ale okazało się coś zupełnie innego, czego żaden z nich się nie spodziewał...

To uczucie pozostało w nich na zawsze, trwało przez tych 20 lat i myślę, że również potem - w sercu Ennisa...

Myślę, że nawet gdyby po Brokeback Jack i Ennis już nigdy by się nie spotkali, to tak silne uczucie - choć mocno stłumione - pozostałoby na dnie serca każdego z nich. A każde, nawet najmniejsze wspomnienie TAMTEGO lata, przyspieszałoby bicie tych serc, nawet po wielu latach.

Jack miał wielkie i konkretne plany co do Ennisa i ich wspólnego życia. Ennis był bardziej powściągliwy i być może bardziej twardo stąpający po ziemi. Nie lubił zmian, przyjmował życie takim, jakie było.

Mam wrażenie, że on cały czas czekał na COŚ (nazwę to "cudem"), na właściwy czas, moment, w którym nie będzie się obawiał tego, czego bał się teraz. Czekał na to COŚ - choć wiedział, ze to nigdy nie nastąpi. Zresztą pewnie nigdy nie analizował swojego życia, nie zastanawiał się aż tak.

Eve napisał:

Znależli to, czego inni nawet nie dotknęli i zamiast czerpać z tego radość i chęć do życia pozwolili się zniewolić tym wszystkim mało ważnym ludziom... Mam nadzieję, że jest choć jeden taki ktoś, kto po obejrzeniu BBM już wie co jest najważniejsze i zrobi co serce podpowiada...


- to jest chyba jedno z przesłań tego filmu.
BBM Sprawia, że zaczynamy zastanawiać się nad wieloma sprawami, na które dotąd nie było czasu, albo nie zwracaliśmy na nie uwagi. Można się pogubić w tych przemyśleniach, ale w końcu nadchodzi moment, kiedy zaczynamy porządkować czy układać swoje życie, sprawy i zaczynamy mieć świadomość ŻYCIA W ZGODZIE Z SAMYM SOBĄ - przynajmniej w jakimś stopniu (jeśli się nie da całkowicie).

Eve napisał:

Lepiej krótko a mocno niż latami byle jak...


- Zgadzam się w 100% !!!

Dark Red Apple napisał:

Dlatego do tej pory się dziwie [ choć rozumiem dlaczego ] czemu Jack i Ennis nie wyjechali do innego miasta/stanu/państwa (niepotrzebne skreślić).


Skoro rozumiesz (jak piszesz poniżej: "Nie byli w stanie sprzeciwić się naukom wpojonym przez ich ojców, rodziny czy społeczeństwo.") - to dlaczego się dziwisz???

Według mnie powodów było wiele...

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:

Według mnie oni się nie poddali, tylko ktoś (lub coś) zdecydował za nich... Los, przeznaczenie... Prawdziwe uczucie brutalnie przerwane...


Tu muszę się stanowczo nie zgodzić. Tragizm bohaterów opierał się na ich psychice.


Ale to właśnie w ich psychice istniały te ograniczenia, ogromne obawy o własne życie (zwłaszcza w odniesieniu do Ennisa) czy choćby przekonanie, że jeśli nie można czegoś zmienić, trzeba z tym zyć.
A wszystko to wzięło się przecież ze środowiska, w jakim żyli Jack i Ennis.

Może mogłoby im się udać - w innym mieście, stanie czy państwie - gdyby naprawdę OBAJ tego chcieli. Ennisa ograniczały określone "ścieżki myślowe" i przyjęty model życia, Jack - zaryzykował i skończył jak skończył.

Czy byli sami sobie winni, że mieli życie takie, jakie mieli? - Z rodzinami, ale bez miłości.

Nie wiem dlaczego, ale ich samych obwiniałabym na końcu. Jakoś tak bardzo odczuwam to ich zagubienie...
Zrobili to, co mogli zrobić - w tamtych warunkach, w tamtym czasie i tamtej sytuacji.
Choć może się mylę?...

Nie wiem jak wyglądałoby ich życie gdyby Ennis się zdecydował...

Czy nie było to prawdziwe uczucie brutalnie przerwane?
Uważam, że było. Mimo tego, że poza tymi "kilkoma" chwilami pełnymi szczęścia spędzonymi w górach, nie było to uczucie szczęśliwe, dodające energii i uskrzydlające - ale było prawdziwe. Trudne, ale prawdziwe.

Dark Red Apple napisał:

Po obejrzeniu tego filmu stwierdzam, że w jakakolwiekiek >dziedzinie< życia należy wykazać się pewną odwagą, czasem spontanicznością. Ennis i Jack nie zrobili tego.


Sam wiesz jaki był Ennis i wymaganie od niego odwagi w kwestii życia z Jackiem to już chyba zbyt wiele.

Myślę, że odwagą i spontanicznością to on się wykazał na Brokeback - nie rozumial tego, co się z nim działo, walczył sam ze sobą, bał się przyszłości (był przerażony), a mimo to, poddał się urokowi chwili, przyjął (jak to ON) to, co przyniósł los...

Potem jednak myśląc o życiu z Jackiem Ennis liczył się z konsekwencjami sytuacji, zanim ona w ogóle powstała.
Jack był odważniejszy, bardziej gotowy "pójść na żywioł", ale sam niewiele mógł - potrzebował Ennisa.

Dark Red Apple napisał:

(...) Każdy jest panem własnego losu.


Czy Jack rzeczywiście mógł być panem własnego losu?

Próbował, jak długo przecież, przekonać Ennisa do swoich planów, do życia we dwóch gdzieś na ranczu. Nawet kiedy próbował ułożyć sobie życie z kimś innym, tak naprawdę wciąż tłumił w sobie prawdę i tęsknotę za spełnieniem, za życiem z Ennisem.

Nie wyszło życie z kimś innym, bo to, co nosił w sercu było silniejsze, było ponad to, co próbował objąć rozumem.

Czy miał wpływ na to, że spotkała go śmierć?
Jeśli zginął z rąk ludzi - to w jakimś stopniu pewnie miał (planował życie z mężczyzną i pewnie ktoś się dowiedział). Jeśli jednak śmierć Jacka to wypadek???

Dark Red Apple napisał:

Woleli założyć normalne rodziny, mieć żonę, życie ale bez miłości.


- Życie bez miłości, jakiej wszyscy byśmy im życzyli i jakiej życzylibyśmy sobie. Jednak TA TRUDNA miłość między nimi została już na zawsze - tak myślę (pisałam o tym wyżej).

Dark Red Apple napisał:

A fatum - w to raczej wierzono w antyku (Antygona, Król Edyp).


Nie do końca się zgodzę. Przecież dzisiaj, w XXI wieku są ludzie, którzy wierzą w fatum, zrządzenia losu itd. mówiąc, że "tak miało być", "to się zdarza" czy "bóg tak chciał". Czy mają rację wierząc w te słowa? - nie wiem, bo to nie jest takie proste i nie zawsze można wszystko tak łatwo wytłumaczyć.

Sama wolę stwierdzenie, że "każdy jest kowalem własnego losu", ale zdaję sobie sprawę, że nie zawsze wszystko układa się według naszego pomysłu, wiele spraw nie zależy tylko od nas i nie mamy na nie wpływu.

Jednak jeśli coś można zmienić na lepsze, to staram się tak zrobić. Wink


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Dark Red Apple




Dołączył: 01 Lut 2009
Posty: 50
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Wto 15:11, 24 Mar 2009 Powrót do góry

moongirl napisał:
Jack był odważniejszy, bardziej gotowy "pójść na żywioł", ale sam niewiele mógł - potrzebował Ennisa.

Nie wiem czemu, ale w tym momencie nasunęła mi się wizja Jacka, który porywa Ennisa i wywozi go ze stanu Wyoming...


moongirl napisał:
Czy Jack rzeczywiście mógł być panem własnego losu?

Twierdzę, że tak.

moongirl napisał:
Próbował, jak długo przecież, przekonać Ennisa do swoich planów, do życia we dwóch gdzieś na ranczu. Nawet kiedy próbował ułożyć sobie życie z kimś innym, tak naprawdę wciąż tłumił w sobie prawdę i tęsknotę za spełnieniem, za życiem z Ennisem.


I na tym polegała słabość i tragizm Ennisa. Wiedział, że ludność wiejska jest konserwatywna i nie akceptuje związków męsko-męskich, ale mógł przeprowadzić się! Jednak nie potrafił. Nie miał odwagi.

Zresztą co tak naprawdę mógł stracić? Jak będzie z Jackiem i przeprowadzi się:
- zyska miłość
- BYĆ MOŻE lepszą pracę (przypuszczam)
- Jack nie umrze

Co straci:
- czas(?)
- pieniądze - można zarobić.
- miłość
- dzieci i żonę

Przepraszam, jeśli idealizuje.


moongirl napisał:
Czy miał wpływ na to, że spotkała go śmierć?
Jeśli zginął z rąk ludzi - to w jakimś stopniu pewnie miał (planował życie z mężczyzną i pewnie ktoś się dowiedział). Jeśli jednak śmierć Jacka to wypadek???


Jak mógł przewidzieć, że go zabiją. Nie da się. A to z kim się będzie, kogo się poślubi, albo z kim będzie się żyło przez całe życie -> to jest do przewidzenia. Wypadku czy śmierci nie da się zaplanować Nie porównuj takich skrajnych przypadków.


moongirl napisał:
Nie do końca się zgodzę. Przecież dzisiaj, w XXI wieku są ludzie, którzy wierzą w fatum, zrządzenia losu itd. mówiąc, że "tak miało być", "to się zdarza" czy "bóg tak chciał". Czy mają rację wierząc w te słowa? - nie wiem, bo to nie jest takie proste i nie zawsze można wszystko tak łatwo wytłumaczyć.


Tylko powiedz mi w jakiej sytuacji mówi się te sentecje? Jak nie trafi się szóstki w totolotka? Jak huragan zniszczy domy w USA? Tak, być może Bóg tak chciał, ale człowiek nie jest w stanie przewidzieć takich rzeczy. Poza tym ja nie mówie o takich skrajnościach, tylko o prywatnym życiu każdej osoby! A na to żadne fatum nie ma wpływu.

moongirl napisał:
Sama wolę stwierdzenie, że "każdy jest kowalem własnego losu", ale zdaję sobie sprawę, że nie zawsze wszystko układa się według naszego pomysłu, wiele spraw nie zależy tylko od nas i nie mamy na nie wpływu.


Oczywiście, że wiele nie zależy od nas samych. Ale także od innych osób. Nie wierzę(i nigdy nie uwierzę), że bóg chce dla nas lepiej i "układa nam życie".


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Dark Red Apple dnia Śro 19:14, 25 Mar 2009, w całości zmieniany 1 raz
Zobacz profil autora
emjotka




Dołączył: 07 Lut 2008
Posty: 609
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: śląsk

PostWysłany: Śro 8:09, 25 Mar 2009 Powrót do góry

Świetną dyskusję tu prowadzicie!

Czekam na ciąg dalszy!


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Eve




Dołączył: 15 Mar 2009
Posty: 14
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

PostWysłany: Śro 19:30, 25 Mar 2009 Powrót do góry

Ja też czekam na ciąg dalszy!
I mam nadal chyba zbyt emocjnalny stosunek do tego wszystkiego...
Z jednej strony wiem dlaczego takie były Ich decyzje, a z drugiej mam ochotę udusić chłopaków za tę ,,niemrawość,, i ,,co ma być, to będzie,,!
Kocham ten film, za niedopowiedzenia, subtelność i właśnie taki, a nie inny przesmutny koniec, ale gdyby była to prawdziwa historia potrząsnęłabym szczególnie Ennisem - co by stracił ryzykując? Przecież już raz zdobył się na odwagę i po tej pierwszej nocy wrocił do namiotu. A dalej?! Niestety zabrnął w tym marnym żywocie, kiedy już każda decyzja była zła... Pozwolił się nieść losowi, przeznaczeniu (niech każdy nazwie to jak chce) sąsiadom, wszystkim dookoła i nawet już nie czekał, że To samo się rozwiąże i Coś rzuci go w ramiona Jacka. A Jack, bardziej odważny i bezpośredni był chyba zbyt delikatny, nie naciskał, czekał i czekał...
Dlaczego tak bardzo bali się całego świata?
cholewcia, ja - taka nieśmiała sierotka- potrafiłam wyprowadzić się z domu, 100km dalej zamieszkać sobie samej, zmienić pracę, bo rodzicom nie podobało się z Kim układam sobie życie. Tego Kogoś już dawno nie ma, ale fajnie spojrzeć na siebie w lustrze... W efekcie chyba zyskałam szacunek rodzicieli, bo choć wyboru Ślubnego też na początku nie pochwalali, to nic, a nic się nie odzywali. A teraz - Prawdziwa Szczęśliwa Rodzinka!
Przepraszam za tę dygresję o sobie, ale może wlasnie dlatego mam do chłopakow taki żal...


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
moongirl




Dołączył: 02 Lut 2009
Posty: 569
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 2 razy
Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Wrocław

PostWysłany: Śro 22:56, 25 Mar 2009 Powrót do góry

Dziewczyny (i nie tylko! Wink ), proszę bardzo - oto ciąg dalszy Wink

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:
Jack był odważniejszy, bardziej gotowy "pójść na żywioł", ale sam niewiele mógł - potrzebował Ennisa.

Nie wiem czemu, ale w tym momencie nasunęła mi się wizja Jacka, który porywa Ennisa i wywozi go ze stanu Wyoming...


Przyznam, że to bardzo przyjemna wizja Wink.... Jak sobie to wyobraziłam, uśmiechnęłam się i jakoś tak cieplej na sercu się zrobiło... Smile

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:
Czy Jack rzeczywiście mógł być panem własnego losu?

Twierdzę, że tak.


Myślę, że myślimy o troszkę innym "byciu panem własnego losu czy życia" albo odrobinę inaczej to rozumiemy. Nie wiem czy mi się uda, ale postaram się to wytłumaczyć.

Mam wrażenie (jeśli się mylę to mnie popraw, proszę), że Ty mówisz tu o byciu panem własnego losu w sensie samodzielnego podejmowania decyzji w poczuciu, że są to NASZE WŁASNE decyzje, wynikające tylko z NASZYCH OSOBISTYCH przekonań, zgodne z tym, co naprawdę myślimy - ale również świadomość ponoszenia konsekwencji i odpowiedzialność.

Jack podejmował różne decyzje, próbował żyć "jakoś" (bez Ennisa na codzień), próbował coś planować, ułożyć idt. Był gotowy zaryzykować i "pójść na żywioł" - jak pisałam. Nie myślał o konsekwencjach (choć pewnie był ich świadomy), nie przejmował się tym, co będzie czy raczej - mogłoby być. I czekał.... Być może za długo... (A ten brak zdecydowanych kroków spowodował, że - mimo tych kilkunastu szczęśliwych dni w roku z Ennisem w górach - to uczucie stało się męczące i wyniszczające.)

Z kolei Ennis myślał chyba tylko o konsekwencjach wspólnego życia z Jackiem. I dlatego nie był w stanie podjąć decyzji o życiu z Jackiem.

Według mnie Jack mógł być panem swojego losu, ale nie był.

Skoro cały czas miał nadzieję na życie z Ennisem (ta nadzieja umarła dopiero gdy on sam umarł),
skoro ta myśl nie dawała mu szansy na spokojne życie (chociaż próbował od tego uciec, stłumić), a niemożność spełnienia marzenia odbierała siły
(przecież on czekał na Ennisa przez 20 lat i - zdaje mi się, że - czekałby nadal gdyby żył, nawet jeśli próbowałby układać sobie życie z kimś innym) - to nie mógł być panem swojego losu, nie mógł w pełni cieszyć się życiem.
Uczuć nie da się tak po prostu wyrzucić z serca. Zwłaszcza takich uczuć, takiej miłości...

"Być panem własnego losu" - to według mnie takie prawdziwe (czy szczere) życie w zgodzie z własnym sumieniem, sercem czy uczuciami - a nie życie zgodne z tym, co się KOMUŚ podoba (oczywiście w granicach rozsądku, nie szkodząc nikomu), wbrew sobie czy "w ukryciu".
Wiem, że to czasem trudne, może nawet czasem niemożliwe - i w tym kontekście zastanawiałam się czy Jack rzeczywiście był panem swojego losu.

Bo - według mnie- to właśnie poczucie bycia szczęśliwym i spełnionym powoduje, że czujemy się panami własnego losu.

Jack przecież nie mógł być szczęśliwy bez Ennisa, choć usilnie próbował ułożyć sobie życie bez niego, a wcześniej - przekonać Ennisa do wspólnego życia.
Czy więc z takim poczuciem, że to marzenie Jacka o życiu z Ennisem nigdy się nie spełni, Jack mógł się czuć panem własnego życia, mógł być jeszcze szczęśliwy?
Wydaje mi się, że tylko wtedy, gdyby Ennis nawet po wielu latach jednak się zdecydował i z nim zamieszkał.
Przecież on nigdy nie zapomniał o Ennisie, nigdy nie wyrzucił go z pamięci, mimo, że może próbował. Nie mógł żyć z nim, ale bez niego było jeszcze gorzej.

Dark red Apple napisał:
moongirl napisał:
Próbował, jak długo przecież, przekonać Ennisa do swoich planów, do życia we dwóch gdzieś na ranczu. Nawet kiedy próbował ułożyć sobie życie z kimś innym, tak naprawdę wciąż tłumił w sobie prawdę i tęsknotę za spełnieniem, za życiem z Ennisem.


I na tym polegała słabość i tragizm Ennisa. Wiedział, że ludność wiejska jest konserwatywna i nie akceptuje związków męsko-męskich, ale mógł przeprowadzić się! Jednak nie potrafił. Nie miał odwagi.


No właśnie tak sobie pomyślałam, dlaczego Jack planował życie z Ennisem (a potem już z tym drugim mężczyzną) na ranczu swoich rodziców, a nie gdzieś dalej? Przecież dobrze znał obawy Ennisa, dlaczego więc nie namawiał go do wyjazdu gdzieś znacznie dalej? Choć wiemy jakie Ennis miał zdanie o podróżach, wyjazdach... Niezbyt chętny jakimkolwiek zmianom.

Ennis chyba przeczuwał, że nigdzie nie będą mieli spokoju, bo zawsze i wszędzie znajdzie się KTOŚ, komu nie spodoba się dwóch facetów mieszkających razem. (Ciekawe tylko czy dwie kobiety byłyby bardziej (łatwiej) akceptowalne?)

Dark Red Apple napisał:
Zresztą co tak naprawdę mógł stracić? Jak będzie z Jackiem i przeprowadzi się:
- zyska miłość
- BYĆ MOŻE lepszą pracę (przypuszczam)
- Jack nie umrze

Co straci:
- czas(?)
- pieniądze - można zarobić.
- miłość
- dzieci i żonę

Przepraszam, jeśli idealizuje.


To wszystko prawda. Ale nie napisałeś o najważniejszym - Ennis potwornie bał się ŚMIERCI , a może raczej sposobu (!), w jaki mógłby (on czy Jack) zginąć. TA myśl (a pewnie i obraz), tak silnie "zaszczepiona" w dzieciństwie, była tak obezwładniająca, tak przerażająca, że jego decyzja co do Jacka nie mogła być inna. Taki wpojono mu "bieg wydarzeń" i nawet nie zastanawiał się czy mógłby wierzyć w coś innego.

Odpowiadając na Twoje pytanie: Mógł stracić życie, które - mimo wszystko - było dla niego najcenniejsze.

Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:
Czy miał wpływ na to, że spotkała go śmierć?
Jeśli zginął z rąk ludzi - to w jakimś stopniu pewnie miał (planował życie z mężczyzną i pewnie ktoś się dowiedział). Jeśli jednak śmierć Jacka to wypadek???


Jak mógł przewidzieć, że go zabiją. Nie da się. Wypadku czy śmierci nie da się zaplanować[/i][/b] Nie porównuj takich skrajnych przypadków.


Oczywiście, to wszystko prawda i nie zamierzam tego komentować.

Chciałam jednak zaznaczyć, że powyższe pytanie "trochę" wyrwałeś z kontekstu, ponieważ pytanie to zadałam sobie, zastanawiając się czy Jack mógł być panem swojego losu. Nie miałam zamiaru porównywać rzeczy nieporównywalnych.

Zastanawiałam się czy śmierć Jacka (jeśli nie był to wypadek) to wynik pewnych jego decyzji i konsekwencji z tym związanych (związał się z mężczyzną, co nie spodobało się homofobom, więc pozbawili go życia) czy decyzji "złych ludzi", podjętych z wiadomych powodów. Pewnie trochę jedno i drugie.

Nie chciałabym, żeby zabrzmiało to jakbym oskarżała Jacka, że sam jest sobie winien, bo mógł się bardziej "ukrywać". Ale jednak muszę przyznać, że gdyby może bardziej przemyślał sprawę, jakoś inaczej wszystko zorganizował i pomyślał o możliwych konsekwencjach, może mógłby żyć dalej... (ale mnie wyobraźnia poniosła...Wink )

Smutne... Próbował tylko ŻYĆ W ZGODZIE ZE SOBĄ (w jakimś stopniu) i za TO spotkała go śmierć...

Dark Red Apple napisał:
A to z kim się będzie, kogo się poślubi, albo z kim będzie się żyło przez całe życie -> to jest do przewidzenia.


Tak, to jest do zaplanowania, przewidzenia, ale też nie do końca. To przecież życie - kolejne doświadczenia, błędy, sukcesy czy porażki - weryfikuje nasze decyzje. I fajnie jest kiedy nasze plany na życie są zgodne z planami naszej "drugiej połówki" Wink


Dark Red Apple napisał:
moongirl napisał:
Nie do końca się zgodzę. Przecież dzisiaj, w XXI wieku są ludzie, którzy wierzą w fatum, zrządzenia losu itd. mówiąc, że "tak miało być", "to się zdarza" czy "bóg tak chciał". Czy mają rację wierząc w te słowa? - nie wiem, bo to nie jest takie proste i nie zawsze można wszystko tak łatwo wytłumaczyć.


Tylko powiedz mi w jakiej sytuacji mówi się te sentecje? Jak nie trafi się szóstki w totolotka? Jak huragan zniszczy domy w USA? Tak, być może Bóg tak chciał, ale człowiek nie jest w stanie przewidzieć takich rzeczy. Poza tym ja nie mówie o takich skrajnościach, tylko o prywatnym życiu każdej osoby! A na to żadne fatum nie ma wpływu.


Znam ludzi, którzy mówią te zdania w bardzo różnych sytuacjach, niekoniecznie tak skrajnych, jak Twoje przykłady. Ale wynika to raczej z ich niepewności czy braku chęci wzięcia odpowiedzialności za swoje postępowanie. Obawiają się podejmowania decyzji i ich konsekwencji - więc albo wolą nie robić nic, albo robią, ale w przypadku popełnienia błędu - nie chcą brać odpowiedzialności na siebie i mówią właśnie "tak miało być" czy "bóg tak chciał". Ja tam akurat w żadne fatum nie wierzę i wolę czuć się odpowiedzialna za swoje życie, mimo częstych potknięć czy upadków...

Dark Red Apple napisał:
(...) Nie wierzę(i nigdy nie uwierzę), że bóg chce dla nas lepiej i "układa nam życie".


Ja też w to nigdy nie uwierzę, bo może ktoś mi wytłumaczy co z ludźmi, którzy w Boga nie wierzą??? Kto im układa życie?


Post został pochwalony 0 razy
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:      
Napisz nowy tematOdpowiedz do tematu


 Skocz do:   



Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach


fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001/3 phpBB Group :: FI Theme :: Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
 
 
Regulamin